Po zdrowie nad Bałtyk? Najlepiej po sezonie!

Najlepsze efekty przynosi pobyt dwu-trzytygodniowy, ale nawet kilka dni spędzonych nad morzem przez kogoś kto mieszka na co dzień w dotkniętym smogiem regionie daje zauważalne korzyści. Jak przekonuje dr Leszek Kosiński, doświadczony lekarz, najwięcej zyskują ci, którzy odwiedzają wybrzeże po sezonie letnim.   

Firmus News: – Zmiana klimatu leczy?

Dr Leszek Kosiński: – Wpływa korzystnie na zdrowie. Zauważono to dawno temu. Szczególnie duże zainteresowanie leczeniem klimatycznym pojawiło się w XIX wieku, na co mamy mnóstwo dowodów w literaturze pięknej. Państwo jeździli „do wód”. Było w tym dużo mody, ale w wielu przypadkach zmiana klimatu ratowała komuś życie.

– Jak to działa?

– Nie umiemy tych faktów do końca naukowo wyjaśnić, lecz zmiana klimatu potrafi pozytywnie wpływać na odporność. Chorujące dziecko na przykład powinno zmienić na kilka tygodni miejsce zamieszkania i wyjechać nad morze lub w góry. Zaleca się, aby okres nie był krótszy niż 2 tygodnie, gdyż tyle mniej więcej trwa adaptacja do nowych warunków. Właściwe leczenie klimatyczne rozpoczyna się po tym okresie. Oczywiście przejściowa zmiana warunków klimatycznych pozytywnie wpływa również na dorosłych.

– Czy to znaczy, że wyjazd na parę dni nic nie zmienia?

– Ależ skąd. Zmienia, ale w mniejszym stopniu i na krócej. Można zbawienne działanie klimatu porównać do sytuacji sportowca. Kiedy przygotowuje się on do ważnych zawodów, więcej trenuje, dostarczając swojemu organizmowi stymulacji do większego wysiłku. Podobnie zmiana klimatu, czyli inna wilgotność powietrza, ciśnienie, rodzaj opadów, a przede wszystkim temperatura oraz większa dawka ruchu niż zwykle zdają się dostarczać układowi odpornościowemu człowieka mobilizujących bodźców, które mimo iż krótkotrwałe, mogą pomóc na dłużej. Ktoś, kto przyjeżdża na przykład z objętego smogiem Krakowa tylko na tydzień, w pełni tego zjawiska nie doświadczy, ale zazna przynajmniej wentylacji płuc.

– Czyli warto choćby na parę dni wyrwać się ze smogowego środowiska?

– Mieszkamy w regionie, w którym nie ma praktycznie uciążliwego przemysłu. Cieszymy się najczystszym w Polsce powietrzem. Na co dzień, mieszkając tutaj, nie myślimy o tym błogosławieństwie. Ale od znajomych możemy usłyszeć relacje, że nawet krótki pobyt nad morzem pozwolił im „odetchnąć pełną piersią”. To jest ta wentylacja.

– Czy pora roku ma znaczenie?

– Jeśli intencją wyjazdu jest poprawa zdrowia, zdecydowanie rekomenduję czas powakacyjny. Chodzi o to, że nad morzem jest spokojniej, nie ma tłumów, spacerując po plaży często jesteśmy sami. W okresie jesiennym dodatkowo zwiększa się w powietrzu zawartość jodu, bo silne wiatry powodują powstanie zjawiska nazywanego aerozolem morskim.

– Późną jesienią i zimą Bałtyk przyciąga zwolenników kąpieli w zimnej wodzie. Pan sam morsuje od ponad 12 lat.

– W tej chwili mam krótką przerwę związaną z pewnymi kłopotami zdrowotnym, ale na pewno jeszcze przed tegorocznym Międzynarodowym Zlotem Morsów w Mielnie wrócę do praktykowania zimnych kąpieli, żeby w kulminacyjnym momencie zlotu wykąpać się wspólnie z innymi. Pewnie znowu będzie nas z pięć tysięcy osób.

– Jakie odczucia daje taka kąpiel?

– Mogę powiedzieć o tym na swoim przykładzie. Jeśli wykąpię się w południe, do wieczora mam taki „power” jakbym był na jakimś dopalaczu. Człowiek jest bardziej aktywny, wydaje się, że jest sprawniejszy i szybciej się porusza. Nie bez znaczenia jest fakt, że morsuje się w grupie, a więc dochodzą pozytywne emocje wspólnego działania, rytuały, silne pozytywne emocje.

– Są jakieś naukowe dowody na pozytywny wpływ zimnych kąpieli na organizm człowieka?

– Nie znam wielu, ale mogę tutaj wspomnieć o znanych mi badaniach na Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie, w których udowodniono pozytywny wpływ na erytrocyty. Erytrocyty, czyli czerwone krwinki, to elementy morfotyczne, którym krew zawdzięcza swój charakterystyczny, czerwony kolor. Ich funkcją jest transportowanie tlenu w układzie krwionośnym. Badania wykazały pozytywny wpływ regularnych zimnych kąpieli  – mówiąc obrazowo – na elastyczność czerwonych krwinek. Dzięki temu wpływowi mogą one dotrzeć do nawet bardzo wąskich naczyń krwionośnych i zapewnić lepsze natlenienie tkanek. Elastyczność mierzy  się osmotyczną opornością krwinki. I ta oporność się znacznie poprawiała u badanych morsów.

– Kąpiele regularne to jakie?

– Minimum raz w tygodniu. To, że ktoś raz pojedzie i zanurzy się w chłodnej wodzie, w sensie zdrowotnym  nic mu nie da. Tu chodzi o regularność. Ona powoduje, jak wspomniałem, poprawę krążenia, dobrze wpływa na zmiany zwyrodnieniowe stawów. Zauważmy, że średnia wieku morsów jest powyżej 40. roku życia. Nie bez przyczyny. Ludzie zauważają po prostu dobre skutki tej zabawy.

– Czy to jest hobby dla każdego? Czy istnieją jakieś przeciwwskazania zdrowotne?

– To hobby dla każdego zdrowego człowieka, dla którego nie ma jakichś istotnych przeciwwskazań takich jak choroby nowotworowe, gruźlica, wyniszczenia organizmu, choroby które zaburzają metabolizm. Choroby zwyrodnieniowe stawów, problemy z ciśnieniem i cukrzyca nie są wykluczeniem.

– Wielu ludzi morsowanie pociąga, a jednak nie umieją pokonać obawy.

– Bariera ma charakter mentalny. To ograniczenie nosimy w głowie. Jeśli chcemy zacząć morsować, warto stopniować to doświadczenie. Najpierw na przykład wydłużać okres kąpieli i kąpać się jeszcze we wrześniu. Potem warto praktykować brodzenie w lodowatej wodzie, najpierw minutę, potem dwie i więcej. Najpierw zanurzać stopy, później wejść po kolana.

– Dobrze. Wstęp mamy za sobą. Jesteśmy gotowi do pierwszego pełnego zanurzenia. Jak to zrobić?

– Na pewno nic na siłę. Lepiej nie kąpać się w pojedynkę. W razie jakiejś niepokojącej reakcji organizmu, ma nam kto pomóc. Poza tym towarzystwo jest mobilizujące. Przed wejściem do wody trzeba się rozgrzać, przez kilka minut pobiegać, robić wymachy ramion, przysiady. Jednak rozgrzewka nie powinna doprowadzić do pojawienia się potu. Potem wchodząc do wody, nie robimy tego raptownie, ale stopniowo aż do pełnego zamoczenia ciała.

– Jak długo na początku można zostać w wodzie?

– Tutaj nie ma prostej zasady, ale nie za długo. Na początek wystarczy pół minuty, minuta. Trzeba obserwować swój organizm. Nic na siłę. Lepiej po chwili wejść do wody jeszcze raz. Z czasem akceptujemy coraz dłuższe zamoczenie. Najbardziej doświadczeni, morsujący regularnie, potrafią wytrzymać w zimnej wodzie kilka minut. Należy jednak pamiętać, że w wodzie się ruszamy! Cały czas. Chodzi o pobudzanie krążenia krwi.

– A co z małymi dziećmi?

– Kiedyś na zlotach praktykowane były konkursy na najstarszego i najmłodszego morsa, albo kto dłużej wysiedzi w wodzie. Byłem jednym z przeciwników tych konkursów. Nie należy dzieci przymuszać, jeśli nie chcą wejść do wody, a na pewno nie moczyć maluszków. To może przynieść efekt odwrotny do zamierzonego albo wywołać trwały uraz psychiczny. Morsowanie powinno być wynikiem świadomej decyzji człowieka zdolnego o sobie decydować.

– Po co morsom czapki, rękawiczki i „skarpety”?

– Rękawiczki i buty są zrobione z neoprenu, czyli kauczuku syntetycznego, doskonale izolującego termicznie. Czapkę zakłada każdy jaką chce… Przez głowę, dłonie i stopy tracimy najwięcej ciepła. Jeśli więc chcemy w wodzie trochę pobyć, warto te niedrogie akcesoria stosować. Buty mają jeszcze takie znaczenie, że gołymi zziębniętymi stopami możemy nie wyczuwać ostrych kamyków albo zmarzniętego ostrego piasku i możemy pokaleczyć stopy.  Z kolei rękawice pozwalają zachować ciepłe dłonie, co przydaje się szczególnie przy ubieraniu, bo zgrabiałymi palcami trudno zapina się guziki. A ubrać powinniśmy się szybko po wyjściu z wody.

– Pan nie tylko morsuje w mieleńskim Klubie „Eskimos”, ale również od lat zabezpiecza doroczne zloty od strony medycznej.

– Takie zabezpieczenie jest konieczne, bo przy kilkutysięcznej grupie kąpiących się zawsze może zdarzyć się coś nieoczekiwanego. Bezpieczeństwo jest najważniejsze, dlatego w momencie zbiorowej kąpieli od strony morza czuwa żywy płot płetwonurków w skafandrach termicznych, których zadaniem jest ostrzeganie tych, którzy wychodzą zbyt daleko od plaży. Zresztą w pewnym momencie ogłaszamy zakończenie kąpieli. Kto zostaje dłużej, robi to już wyłącznie na własną odpowiedzialność.

– Mieleński zlot morsów to swoisty szczyt „sezonu zimowego”. Ale również w innych okresach niewakacyjnych w Mielnie ludzi jest coraz więcej.

– Ja obserwuję rozciąganie się sezonu i to jest bardzo dobry objaw. Dla niektórych ludzi, zwłaszcza w pewnym wieku, nie najlepszym pomysłem jest przychodzenie na plażę, kiedy jest upał. Najlepszym czasem na dodający zdrowia wypoczynek jest początek jesieni lub wiosna. Ale zima również ma swoje uroki, więc nic dziwnego Mielno jest licznie odwiedzane przez cały rok, co więcej część osób decyduje się zamieszkać tu na stałe.