To co pamiętam z pierwszej wizyty w Mielnie, to niezwykłej urody przyroda wybrzeża. Fale nieustannie zmywające na rozległych plażach biały piasek, słony wiatr i świeżość powietrza. Łagodne wydmy, dające ochronę przed wiatrem przepięknym różom, nadbrzeżnym i sosnowym krzewinkom. Właśnie tu, na tej plaży, stojąc w butach wypełnionych piaskiem, w marcu 2005 roku, ja i Haakon Saeter podjęliśmy decyzję o inwestowaniu w projekt Firmus Group w Mielnie.
W
ciągu wielu lat działalności w roli deweloperów i inwestorów napotykaliśmy bardzo
wiele interesujących okazji inwestycyjnych. Niektóre z nich odwoływały się do
portfela, inne oddziaływały na rozum, a jeszcze inne wywoływały drgnienie
serca. W tym przypadku nie mam wątpliwości, że decyzję podyktowało serce. Stworzenie
czegoś wspaniałego w tym cudownym otoczeniu musiało się udać. Każdy, kto kocha
przyrodę i morze zrozumie, że to prawdziwy raj.
Od zawsze
znaliśmy Steina Knutsena – biznesmena. Jako młody człowiek w Norwegii wybrał do
życia nasze strony i tu też rozpoczęła się jego kariera. Sięgając pamięcią
wstecz, widzę Steina jako człowieka, który zawsze dąży do doskonałości, a przy
tym nie obawia się długich dni pracy. Nie miałem wątpliwości, że w każdej
dziedzinie, jakiej poświęci swoje życie zawodowe, odniesie sukces.
Po
kilku latach, jako osoba odpowiedzialna za ogromną norweską inwestycję w branży
nieruchomości, Stein wyjechał do Warszawy. W tamtym czasie zaangażowany byłem w
budowę centrum handlowego w Gdyni i w 1995 roku spotkaliśmy się w Warszawie,
aby przy filiżance kawy podzielić sie doświadczeniami z umiejętnosci radzenia
sobie w polskim biznesie. Niemniej w tamtym czasie nie nawiązaliśmy jeszcze żadnej
współpracy. Nie miałem też wtedy pojęcia, że po upływie ponad dziesięciu lat połączymy
siły i zostaniemy długoletnimi partnerami biznesowymi w jednej z najbardziej
unikalnych inwestycji w branży nieruchomości na wybrzeżu Morza Bałtyckiego.
W
zimie 2005 roku Stein zaprosił nas do Mielna, aby pokazać kilka działek i
zapoznać nas z planowaną ze wspólnikami budową. Mając na uwadze dobre skojarzenia
z innymi projektami Greenfield w okolicach Bałtyku uznaliśmy, że będzie miło
odwiedzić Steina w jego ówczesnym siedlisku, czyli w niewielkiej wiosce Mielno,
położonej na polskim wybrzeżu. Spotkaliśmy tam innego Steina – nie tego znanego
nam z Norwegii czy Warszawy, w garniturze i krawacie. Tym razem ubrany był w
dżinsy i sweter, wyglądał na bardziej wypoczętego i młodszego niż kiedykolwiek
wcześniej. Trudno powiedzieć, czy zasługą tej zmiany był nowy tryb życia,
bardziej nieskrępowany i na luzie, czy też jego entuzjazm dla projektów, nad
którymi pracował. Ale kiedy pokazał nam działki zrozumieliśmy, skąd bierze się
jego świeży, bezwarunkowy entuzjazm.
Stein
ze wspólnikami zakupił w okolicy sporo ziemi; zaproponował nam przyłączenie się do kolejnych zakupów i
rozpoczęcie budowy. Zdeklarowaliśmy się już pierwszego wieczoru, co raczej
rzadko się zdarza przy podejmowaniu decyzji o inwestycji na taką skalę. Pomogło
nasze przekonanie, że Polska jest właściwym krajem do inwestowania. Przy tym mamy
pewność, że ziemia położona na wybrzeżu ma o wiele bardziej wyjątkowy charakter
od innych nieruchomości i byliśmy całkowicie przekonani, że razem ze Steinem
jesteśmy w stanie stworzyć coś unikalnego. Nie mieliśmy żadnych wątpliwości, że
ludzie kupią mieszkania, będą chętnie odwiedzać restauracje i korzystać z
obiektów i udgodnień przez nas oferowanych.
Byliśmy
także pewni, że potrafimy przekonać inwestorów i wspólników do wspólnej realizacji projektów. Z czasem projekty się rozrastały,
zresztą nasze ambicje także. W związku z tym nakłoniliśmy wielu profesjonalnych
specjalistów, aby wsparli naszą inwestycję, dołączając do nas.
Dziś
grupę wspierającą budowę Dune jak też pozostałe projekty Firmus można określić trzycyfrową
liczbą udziałowców, ma też ona solidne zaplecze kapitałowe i źródło know-how
oraz doświadczenie, jakim nie mogą się pochwalić konkurencyjne projekty na
wybrzeżu Morza Bałtyckiego. Oczywistym jest, że nasi udziałowcy oczekują
wysokich zysków z inwestycji, ale mamy także świadomość tego, że na dłuższą
metę opłacają się jakość i cierpliwość. Nie jesteśmy tu wszak po to, aby
wypracować szybki zysk, ale naszym celem jest sprawić, aby usatysfakcjonowani
klienci chętnie do nas powracali. Przekonani jesteśmy, że zakup mieszkania w
jednym z naszych projektów będzie jedną z najlepszych inwestycji w życiu
naszych klientów. Chcemy zadowolonych klientów zarówno teraz, jak i w
przyszłości.
Zatem pragnę pogratulować wszystkim nabywcom mieszkań w Dune i życzyć nam wszystkim fantastycznej podróży w przyszłość.
Tormod Stene-Johansen, prezes Dune Holding AS, Norway
https://www.firmusgroup.pl/wp-content/uploads/2019/03/tormod-2-700x1050.jpg1050700magdalena.piskorskahttps://www.firmusgroup.pl/wp-content/uploads/2022/05/firmus-group-menu-1-300x137.pngmagdalena.piskorska2019-03-08 15:03:312019-03-08 15:03:32Zaangażowanie w mieleńską inwestycję podyktowało nam serce
„W trakcie realizacji te budynki
zyskiwały w stosunku do projektów. Nawet obecnie, kiedy większość apartamentów
jest już zaaranżowana, a wykonywane są ostatnie prace porządkowe w otoczeniu,
ujawniają się pewne zależności w przestrzeni, które na etapie projektowania
były niedostrzegalne. Cały zespół obiektów zaczyna funkcjonować jako jedność. I
widać, że wszystkie elementy do siebie idealnie pasują, uzupełniają się,
dopełniają” – mówi dr Marek Sietnicki, architekt, główny projektant kompleksu Dune
Resort.
– Co Pan czuje,
widząc Dune Resort jako gotową całość?
– Ogromną satysfakcję.
– Czy to co widzimy,
to to samo, co wyobrażał Pan sobie, tworząc pierwsze rysunki na potrzeby
projektu?
– I tak, i nie. To co powstało jest tym, co powstać miało.
Ale ja wciąż się cieszę, że budynki Dune Resort należą do tej kategorii
projektów, które zyskują w miarę realizacji.
– Co to znaczy?
– Często widuje się budynki, które bardzo dobrze wyglądają w
trakcie budowy, gdy widzimy samą ich strukturę. Później w miarę postępu prac
wykończeniowych tracą swoje walory, zatracają najwartościowsze cechy. Stają się
czymś zaledwie przeciętnym. Dzieje się tak często wtedy, kiedy architektura
rządzi się tylko prawami ekonomii, kiedy najważniejszy cel to jedynie
sprzedanie jak największej liczby metrów kwadratowych. Szkoda, bo na podstawie
określonej struktury budynku dałoby się częstokroć uzyskać coś wyjątkowego, a wychodzi
coś nudnego i brzydkiego.
– W przypadku Dune
Resort ta pułapka nie zadziałała?
– Tutaj w trakcie realizacji budynki zyskiwały. Nawet teraz,
kiedy większość apartamentów jest już zaaranżowana, a wykonywane są ostatnie
prace porządkowe w otoczeniu, ujawniają się pewne zależności w przestrzeni,
które można dostrzec dopiero teraz, a wcześniej – na etapie projektowania –
były niedostrzegalne. Dopiero teraz cały ten zespół obiektów zaczyna funkcjonować
jako jedność. I widać, że elementy do siebie idealnie pasują, uzupełniają się,
dopełniają.
– W momencie
realizacji pierwszej części nie było jeszcze wiadomo, jak ma wyglądać całość?
– Było mnóstwo niewiadomych. Przede wszystkim nieznana była
reakcja rynku, czyli kluczowa rzecz. Od niej zależały decyzje co do ciągu
dalszego. Kompleks czy pojedyncze niepowiązane obiekty? Jak duże? W jakim
czasie budowane? To była masa pytań.
– Rynek zareagował
entuzjastycznie. Pierwszy budynek przekonał do siebie nie tylko nabywców, ale również
mieszkańców Mielna.
– I właśnie wtedy podjęliśmy decyzję, że przełożymy kluczowe
cechy rozwiązań zastosowanych w pierwszym budynku na dwa kolejne. I tu powracam
do odczucia satysfakcji. Wiedziałem od początku jak to ma wyglądać i cieszę
się, że w tę dokładnie stronę poszła realizacja podyktowana odbiorem pierwszej
części.
– Ale zawsze chyba jest
jakiś element zaskoczenia?
– W tym przypadku polega on na tym, że całe Dune Resort
wygląda lepiej niż się można było spodziewać. Piękne w zawodzie architekta jest
to, że pewne walory ujawniają się dopiero w rzeczywistości, wynikają z
interakcji między budynkami i innymi elementami otoczenia. Dopiero gdy ogląda
się efekt swojej pracy nie w komputerowym odwzorowaniu albo na makiecie, ale w
skali 1:1 – w kontakcie z krajobrazem, morzem, czy sąsiedztwem dostrzec można
dodatkowe plusy.
– Jakiś przykład?
– Weźmy betonowy plac przed głównym wejściem do pierwszego budynku z wyrastającymi z niego wysokimi
drzewami. Pierwotnie rósł tam kawałek sosnowego lasu. Można było zaprojektować
wąskie chodniki między drzewami, jak to się robi zazwyczaj, my jednak zaproponowaliśmy
położenie wysokiej jakości betonu na całej powierzchni z pozostawieniem
przestrzeni dla sosen. Do końca trudno było przewidzieć, jaki będzie rezultat. Wyszło
fenomenalnie. Po wykonaniu okazało się, że powstał bardzo charakterystyczny
element, bardzo efektowny, a jednocześnie szanujący zastaną zieleń. Podobne, z pozoru
drobne rzeczy, można wskazać w pozostałych budynkach.
– Jak wygląda
dochodzenie przez architekta i inwestora do wspólnego poglądu na inwestycję?
– Niektórzy widzą w architekcie oderwanego od rzeczywistości
artystę, inni rzemieślnika, którego rolą jest jedynie przeprowadzić proces
projektowy według czyjegoś pomysłu. Ja nie przyjmuję tego szufladkowania:
artysta albo rzemieślnik – narzędzie w ręku inwestora. Z Firmusem, a konkretnie
z jego prezesem Steinem Christianem Knutsenem, udało mi się znaleźć taki sposób
pracy, który jest niezwykle twórczy, szanujący autonomię obu stron. To jest
swoista wymiana. Każdy daje z siebie to, co może dać najwartościowszego, a
druga strona za tym podąża i dodaje coś od siebie. Proces projektowy jest dłuższy
niż typowy, bo praca polega na znajdowaniu kolejnych przybliżeń. Ale
ekwiwalentem poświęconego czasu są dogłębnie przemyślane rozwiązania, które są
twórcze zarówno dla architekta, jak i dla klienta.
– Wygląda to na
bardzo systematyczną i dokładną pracę.
– Zawsze zaczynamy od burzy mózgów. Dzięki temu precyzyjnie
określamy cel. Później przychodzi faza, którą z angielska nazywa się
reaserchem, a co oznacza szersze rozpoznanie, zbieranie danych, poszukiwanie
podobnych realizacji. W tym wszystkim Stein Knutsen bardziej jest wizjonerem
niż my, ale te jego wyobrażenia dotyczą bardziej przedsięwzięć niż konkretnych
budynków. Wizje dotyczące przedsięwzięć przekładamy więc na kolejne elementy w
przestrzeni. Wzajemnie się inspirujemy i dopełniamy. W aspektach dotyczących
funkcjonalności i estetyki mamy rolę – można ją tak nazwać – ekspercką. Prezes
Knutsen co pewien czas mówi: „Gdyby było tak, że mój pomysł jest idealny, po co
byłby mi potrzebny architekt?”. On wie co chce mieć, bo coś widział, coś
kojarzy, ale daje nam pole swobody jeśli chodzi o konkrety. Naszym wspólnym
celem jest stworzyć coś, co jest unikatowe, oryginalne, funkcjonalne, piękne,
zawsze z elementem pozytywnego zaskoczenia.
Najlepiej nam się pracuje nad takimi rzeczami, przy których i ja i on
nie wiemy na początku, jaki będzie efekt końcowy, bo wynika on z wielu godzin
dyskusji i wielokrotnych „przybliżeń”. To przynosi dużo energii, daje radość z
tego, co się robi.
– To zawsze są
rozmowy z prezesem Knutsenem?
– Co pewien czas spotykamy się na warsztatach projektowych z
głównymi norweskimi udziałowcami Firmusa. Z ich strony częstym oczekiwanym
elementem w projektach jest to, by przynosiły fun, żeby nie były poprawnym i odtwórczym realizowaniem zadań.
Kolejne obiekty to dla nich inwestycje, czyli sposób zarabiania pieniędzy, ale
nie chodzi im przy tym wyłącznie o korzyści finansowe. Równie ważne w ich
podejściu jest to, by coś wykreować, pozostawić coś wartościowego, czego nikt
nigdy nie zakwestionuje. Nie jest to więc działanie schematycznie
deweloperskie, ale skupienie się na pewnej wizji.
– Państwa działania
dały Mielnu silny impuls rozwojowy.
– Mielno obecne i tamto sprzed 15 lat to dwie różne
rzeczywistości. Pamiętam zdziwienie na twarzach urzędników gminnych, gdy prezes
Knutsen mówił, że zależy mu na budowaniu marki Mielna. Przyjmowali to z
podejrzliwością, bo jak ktoś może mówić, że budowa na sąsiedniej działce to nie
jest dla niego konkurencja, ale jeszcze jeden element układanki, która ma
podnosić pozycję Mielna, by stało się ono destynacją dla nowych grup turystów.
I muszę stwierdzić, że przez lata odbiór tego, co mówi prezes Stein Knutsen,
diametralnie się zmienił. Nagle się okazało, że nowy duży obiekt nie odbiera
nikomu klientów, ale ściąga do miejscowości nowych. Takich, którzy wcześniej
nie brali pod uwagę tego miejsca jako destynacji, czyli celu wyjazdu, miejsca
wypoczynku. Pojawia się coraz więcej wiary w to, że Mielno może zmieniać się w
kierunku nowoczesnego kurortu.
– Wróćmy jeszcze do
samego Dune Resort. Lokowanie dużych obiektów w tak wrażliwej przestrzeni jak
pierwsza linia brzegowa jest niezwykle trudne i wiąże się z dużą
odpowiedzialnością. Jak osiągnąć to, by
obiekt miał odpowiednią skalę, a jednocześnie nie naruszał ładu przestrzeni.
– Mielno to jedna z
niewielu polskich miejscowości, które mają tak otwarty kontakt z morzem.
Większość z nich ma zabudowę odsuniętą od brzegu o co najmniej kilkaset metrów.
Na plażę dociera się w nich przechodząc przez pas nadmorskiego lasu. Ta
otwartość na morze to ogromny atut Mielna. Od początku swego istnienia, a przynajmniej
od lat kiedy zaczęto o nim myśleć jako o letnisku, zabudowa była kreowana
blisko brzegu. Wystarczy spojrzeć na Floryn czy Meduzę. Stara zabudowa
wyznaczyła dominującą skalę zabudowy.
– Jednak już 40 lat
temu wyłom został dokonany, bo powstały obiekty wysokie, na przykład Unitral,
Syrena, Eden w Unieściu.
– I okazało się, że budynki wyższe niż 2-3 kondygnacje są
możliwe do zrealizowania bez krzywdy dla otoczenia. My, budując Dune Resort, udowodniliśmy,
że nawet ponad 20-metrowe budynki wciąż pozostają we właściwej relacji z
elementami środowiska, choćby z wysokością starych drzew. Budowanie pierwszego
budynku to było rzeczywiście ogromne wyzwanie, bo granica działki przebiega tam
zaledwie 4 metry od promenady
spacerowej. Mieliśmy jasność, że im
wyżej wyjdziemy z budynkiem, tym bardziej spektakularne widoki będziemy mogli
zaoferować nabywcom. Ale wiedzieliśmy, że nie będzie to pojedynczy, samotny
obiekt, lecz element większej całości, włączyliśmy więc w projektowanie
postulat niezakłócania owego przestrzennego ładu. Nie było to łatwe. Spowodowało
to, że nasze budynki są droższe w realizacji niż przy innym podejściu, bo można
byłoby „wycisnąć” więcej metrów do sprzedaży, ale potraktowaliśmy to samoograniczenie
jako inwestycję w wartość niewymierną, ale bardzo istotną – w jakość
architektury. Jest to jednocześnie architektura dynamiczna, posługująca się
ostrymi kątami, dzięki czemu dochodzi do przenikania się przestrzeni budynków i
zewnętrza. Ja tak rozumiem właściwe wpisywanie obiektów w otoczenie. Tworzymy
wrażenie, że otoczenie wchodzi do budynku, a z drugiej strony, budynek wychodzi
niejako naprzeciw otoczeniu poprzez rozmaite elementy nadwieszone nad wydmą.
Jest ruch, ale i harmonia. W efekcie te budynki nie są obce, jednoczą się z
otoczeniem.
– Budynki mają
jednakową funkcję, tzn. mają zapewnić warunki komfortowego wypoczynku . Ale
jednak w wykończeniu swoich części wspólnych są nieco różne. Budynek, który
powstał jako pierwszy to stonowana, klasyczna elegancja, a na przykład drugi to
już nieco inny świat, bo pojawiają się ornamenty, złoto, bogato wyglądające
lampy. Z czego wynika to zróżnicowanie?
– Decydując się na to, że stworzymy kompleks, który będzie
miał spójną formę architektoniczną, mieliśmy do wyboru albo postawić na zupełną
unifikację w sferze architektury wewnętrznej i kształtowania części wspólnych,
albo na ich zróżnicowane. Poszliśmy drogą typową dla Firmusa, czyli szukaliśmy
rozwiązań tworzących rzeczy unikatowe i charakterystyczne.
– Mamy więc trzy
budynki z wnętrzami o nieco innym wyrazie.
– Budynek pierwszy mógł być naturalnym centrum zespołu, bo
był pierwszy i ulokowany na działce najbliższej morza. Ale jednocześnie
wiedzieliśmy, że budynek drugi, największy, powiększy ofertę usług specjalnych
dla mieszkańców o zaplecze SPA. Dlatego podjęliśmy decyzję, że on będzie miał
funkcję centralną. Stąd imponujące lobby otwarte na wysokość dwóch kondygnacji
i otwarty na dwie strony słoneczny dziedziniec. W ten sposób nastąpiło
stopniowanie znaczenia i wrażeń. Stylem, który obecnie jest w architekturze
najwyrazistszy jest styl glamour, łączy elementy tradycji z nowoczesnością,
biel ze złotem, wprowadza ornamenty, przeskalowuje je. Akurat tutaj wpisujemy
się w nurt architektury wnętrz, który jest obecnie popularny. Używamy na
przykład elementów wnętrzarskich charakterystycznych dla tego stylu. W ten
sposób budynek największy dostał znamiona prestiżu, ale niejako z przymrużeniem
oka. On sam ma mówić: „To ja tutaj jestem najważniejszy”. Dlatego na przykład znalazła
się w nim główna recepcja.
Budynki modernistyczne poprzez swoją minimalistyczną formę straciły funkcję
znaczeniową. Dawniej kiedy chciano powiedzieć, że coś jest świątynią, nadawano
mu formę kościoła. Jednoznaczną, od razu rozpoznawalną. Budynki mówiły, czym
są.
– W architekturze
modernistycznej zaczęły się zacierać te znaczenia.
– Jednak już w latach 70. ubiegłego wieku zaczęto zauważać,
że budynki które bez względu na funkcję wyglądają jednakowo, zaczynają również być
przez ludzi odbierane jako obce. Kościoły zaczęły wyglądać tak jak zawsze wyglądała
kotłownia i odwrotnie. Ludzie poczuli się w tej rzeczywistości nieswojo. W
latach 80. zaczęła wracać warstwa znaczeniowa architektury, dlatego budynki
zaczęły znowu coś mówić. Tak właśnie podeszliśmy do projektowania Dune Resort.
Chodziło nam o przywrócenie właściwego sposobu kontaktowania się człowieka z
architekturą. Chcieliśmy w sposób łatwo rozpoznawalny dla ludzi zasygnalizować elementy luksusu. Kiedy
więc wieszamy w jasnym, przestronnym pomieszczeniu kryształowy żyrandol, mówimy
że to jest wnętrze luksusowe. A żeby nie być w tym wszystkim kimś zbyt
poważnym, użyliśmy paru „dziwnych” zestawień, puściliśmy oko do odbiorców. Stąd
żelbetowe, minimalistyczne schody, ale ozdobione koronkową, pełną subtelnych
elementów balustradą wykonaną w cyfrowej technologii obróbki metalu. To tę dość
surową przestrzeń nieco ociepla. A jednocześnie w kodzie kulturowym jest
jednoznaczne. Osoby obcujące z luksusowymi magazynami nie mają wątpliwości co
to znaczy, potrafią budynek i jego wnętrze właściwie odczytać. W trzecim
budynku użyliśmy z kolei elementów z estetyki art deco, z jej dyscypliną i powściągliwością.
Mimo tych różnic nikt nie ma wątpliwości, że Dune Resort to spójna całość.
https://www.firmusgroup.pl/wp-content/uploads/2019/03/img-1020-1575x1050.jpg10001500magdalena.piskorskahttps://www.firmusgroup.pl/wp-content/uploads/2022/05/firmus-group-menu-1-300x137.pngmagdalena.piskorska2019-03-08 15:00:072019-03-08 15:00:08Chodziło nam o coś więcej niż tylko metry do sprzedania
Nie byłoby spektakularnego Dune Resort
oraz innych apartamentowych realizacji Firmus Group gdyby nie jedna osoba.
Wszystko zaczęło się bowiem od Steina Christiana Kuntsena – jego zachwytu
Mielnem i wizji przyszłego serca kurortu na europejską skalę położonego między Bałtykiem
a jeziorem Jamno. Przekonał on do swej wizji najpierw grupę norweskich
inwestorów, a później polskich współpracowników. Otwierany właśnie oficjalnie
kompleks Dune Resort jest na drodze spełnienia dalekosiężnych planów Firmus
Group kamieniem milowym.
Siedem lat temu prezes Stein Knutsen mówił lokalnej gazecie:
– Jeśli definiujemy wizjonera jako kogoś, kto wierzy w coś, czego inni nie
dostrzegają, to tak – jestem wizjonerem. A przynajmniej jestem nim od kiedy
rozpocząłem duże inwestycje budowlane w Mielnie, a równocześnie pojawiła się
możliwość zainwestowania także w rejonie podkoszalińskiej wsi Jamno. Zakupienie
ponad 100 hektarów zwartego terenu przy jeziorze, to jak odkrycie nowego
kontynentu. O czymś takim się tylko marzy, a mnie udało się tego dokonać
naprawdę.
By zrozumieć wizję Steina Knutsena trzeba uświadomić sobie topografię
okolic Koszalina. Miasto położone jest zaledwie kilka kilometrów w linii
prostej od morza. Jego północna część – od kiedy dawna wieś Jamno stała się
jednym z koszalińskich osiedli – przylega bezpośrednio do jeziora Jamno. A
jezioro od morza oddziela mierzeja, czyli bardzo wąski pas wybrzeża. Stojąc na nim
z jednej strony mamy widok na morze, a z drugiej na jezioro. Do Firmus Group należy
100 hektarów gruntów w Jamnie, a także 36 hektarów na wspomnianej mierzei.
Nowa skala
Pierwsze realizacje apartamentowe Firmusa w Mielnie, czyli
Tarasy oraz Rezydencja Park, skalą nie zaskakiwały. Dopiero pierwsza część Dune
Resort była czymś pod każdym względem wyjątkowym. Nie chodzi wyłącznie o
wielkość obiektu, ale przede wszystkim o jego charakter. Był to pierwszy tej
klasy obiekt nie tylko w Mielnie, ale na całym polskim wybrzeżu.
Budowa od początku wzbudzała zainteresowanie mieszkańców Mielna
i osób odwiedzających kurort. Niecodziennym widokiem były przede wszystkim olbrzymie
dźwigi budowlane nad samym morzem. Sygnalizowały one, że za tymczasowym ogrodzeniem
otaczającym plac budowy dzieje się coś wyjątkowego. Zanim jednak pojawiły się budowlane
żurawie, do wykonania były żmudne i czasochłonne prace przygotowawcze.
Krok po kroku,
konsekwentnie
Grunt znalazł się w ręku inwestora w 2005 roku. Potem był
okres planowania i projektowania. Pozwolenie na budowę ma datę 2010 roku.
Budowa rozpoczęła się w maju 2011 roku. Przez pół roku (do listopada 2011 r.)
trwały roboty stanu zerowego, czyli przygotowania do posadowienia budynku.
Najważniejsze, choć dla zewnętrznego obserwatora mało widowiskowe. Oznaczały
konieczność wywiezienia masy ziemi i zbudowania stabilnej podstawy dla
przyszłej budowli. Trzeba bowiem pamiętać, że Dune Resort stoi de facto w
obrębie przybrzeżnej wydmy i od niej (ang. dune = pol. wydma) bierze nazwę!
Rynek na to czekał
W czerwcu 2013 roku pierwsza część kompleksu była gotowa. Jej
otwarcie miało przełomowe znaczenie dla całego projektu. Eleganckie apartamenty
szybko znalazły nabywców, a Firmus poszedł za ciosem i ruszył z budową dwóch
pozostałych części kompleksu.
Głównym architektem inwestycji i autorem projektu jest dr
Marek Sietnicki z SAS – Studio Architektoniczne Sietnicki ze Szczecina. Efekt
jego pracy doceniły specjalistyczne publikatory (m.in. miesięcznik
„Architektura” i serwis „Życie w Architekturze”). Komplementowały doskonałe
wyczucie proporcji, idealne wkomponowanie Dune w naturalne otoczenie plaży i
wydmy brzegowej. Chwaliły duże powierzchnie zastosowanych przeszkleń powodujące
maksymalny dostęp do wnętrz światła dziennego oraz gwarantujące widok na morze
dostępny z możliwie wielu punktów budynku.
Powstał zespół trzech apartamentowców o jasnych elewacjach i
bryłach harmonijnie wtopionych w nadmorski krajobraz Mielna. Łącznie jest to
330 apartamentów, lokale gastronomiczne – w tym reprezentacyjna Dune Restaurant
Cafe Lounge, dwa zewnętrzne baseny kąpielowe z podgrzewaną wodą, zespół basenów
pod dachem, sala fitness i sauna oraz rozległy, reprezentacyjny dziedziniec.
Z poszanowaniem
natury
Warto podkreślić, że Firmus Group przykłada duże znaczenie
do tego, by budować z jak najmniejszym uszczerbkiem dla naturalnego środowiska.
Stąd już na etapie projektowania zaplanowane zostało przywrócenie terenowi stanu bliskiego
wyjściowemu.
Autorka projektu zieleni wokół apartamentowców Dune tak o tym mówi: – W przypadku
Dune zrobiliśmy wszystko, by przestrzeń wokół obiektów zagospodarować z
zachowaniem elementów charakterystycznych dla krajobrazu bałtyckiego. Stąd
między innymi zastosowanie wyłącznie rodzimych roślin, w tym dwóch rodzajów
wydmowych traw.
Prezes Stein Christian Knutsen podkreśla: – Zawsze stawiamy na najwyższą
jakość, rzetelność, szacunek wobec środowiska. Dajemy klientom dokładnie to, co
obiecujemy. Mamy biznesowy program na długie lata. Konsekwentnie i rozważnie go
realizujemy. Dune Resort to bardzo ważne przedsięwzięcie, ale w szerszym planie
to tylko kolejny etap w drodze do głównego celu. A jest nim uczynienie z Mielna
w perspektywie jednego pokolenia najbardziej ekskluzywnego i pożądanego miejsca
wypoczynku nie tylko na polskim Wybrzeżu.
I tak się stanie, bo głęboko w ten cel wierzymy.
https://www.firmusgroup.pl/wp-content/uploads/2019/03/stein-13-1575x1050.jpg10001500magdalena.piskorskahttps://www.firmusgroup.pl/wp-content/uploads/2022/05/firmus-group-menu-1-300x137.pngmagdalena.piskorska2019-03-08 14:55:472019-03-08 14:55:4818 lat Firmus Group w Mielnie. Wizja, odwaga i plan inwestycji na dziesięciolecia
Ta strona używa COOKIES. Korzystając z niej wyrażasz zgodę na wykorzystywanie cookies, zgodnie z ustawieniami Twojej przeglądarki. ZgodaPolityka prywatności